Czy robię to co oczekuje ode mnie bóg?
: 04 maja 2015, 23:19
No więc, mam 15 lat i mam ogromny problem ( a przynajmniej tak mi się wydaje)
Spędzam ile tylko mogę czasu z bogiem tzn. jak kończę wszystkie swoje zajęcia to jeśli zdążę to idę do kościoła ( czyli prawie co dzień ) , modlę się co dzień za bliskich, zmarłych, kapłanów i staram się swoim życiem świadczyć o swojej wierze. Rozważam nawet zostanie księdzem, ale to już cięższa decyzja. I mimo tego wszystkiego co robię nie mogę powiedzieć że jestem szczęśliwy. Prawdziwe szczęście czuje prawie tylko podczas czwartkowych adoracji kiedy czuje się naprawdę blisko Boga. I nie mówię tu o takim szczęściu, że jestem uśmiechnięty i pogodny, tylko o tym że nie czuje się spełniony w mojej posłudze.
Nie czuje że bóg mówi : " dobrze się spisałeś tego dnia, byle tak dalej "
Nie wiem czy powinienem oczekiwać czegoś takiego ale około 1 rok temu Bóg pokazał mi swoją potęgę i wywiódł mnie z ziemi egipskiej, obalił mojego złotego cielca i dał mi nowe przymierze. Teraz jednak nie czuje tej potęgi na co dzień.
Moja wiara co raz bardziej przypomina mi przyjaźń z dziewczyną która mi się bardzo kiedyś podobała. Rozpaczałem cały dzień by móc z nią porozmawiać te kilka godzin w szkole . Po wspomnianym wybawieniu od Boga zrozumiałem jak bardzo było to głupie. Teraz jednak tak zaczyna wyglądać moja więź z bogiem. Cały tydzień chodzę przytłumiony by móc w ten jeden czwartek pójść na adoracje i znów zobaczyć że Jezus jest sensem mego życia i mą radością, ale na jak długo?
Spędzam ile tylko mogę czasu z bogiem tzn. jak kończę wszystkie swoje zajęcia to jeśli zdążę to idę do kościoła ( czyli prawie co dzień ) , modlę się co dzień za bliskich, zmarłych, kapłanów i staram się swoim życiem świadczyć o swojej wierze. Rozważam nawet zostanie księdzem, ale to już cięższa decyzja. I mimo tego wszystkiego co robię nie mogę powiedzieć że jestem szczęśliwy. Prawdziwe szczęście czuje prawie tylko podczas czwartkowych adoracji kiedy czuje się naprawdę blisko Boga. I nie mówię tu o takim szczęściu, że jestem uśmiechnięty i pogodny, tylko o tym że nie czuje się spełniony w mojej posłudze.
Nie czuje że bóg mówi : " dobrze się spisałeś tego dnia, byle tak dalej "
Nie wiem czy powinienem oczekiwać czegoś takiego ale około 1 rok temu Bóg pokazał mi swoją potęgę i wywiódł mnie z ziemi egipskiej, obalił mojego złotego cielca i dał mi nowe przymierze. Teraz jednak nie czuje tej potęgi na co dzień.
Moja wiara co raz bardziej przypomina mi przyjaźń z dziewczyną która mi się bardzo kiedyś podobała. Rozpaczałem cały dzień by móc z nią porozmawiać te kilka godzin w szkole . Po wspomnianym wybawieniu od Boga zrozumiałem jak bardzo było to głupie. Teraz jednak tak zaczyna wyglądać moja więź z bogiem. Cały tydzień chodzę przytłumiony by móc w ten jeden czwartek pójść na adoracje i znów zobaczyć że Jezus jest sensem mego życia i mą radością, ale na jak długo?