Brak uczuć w depresji

Tutaj można opowiadac najróżniejsze opowieści z życia wzięte i pokazywac ludziom jak Bog działa i pomaga w życiu.
  • Awatar użytkownika
    Dorda
    Posty:4
    Rejestracja:26 lis 2011, 17:38
    Brak uczuć w depresji

    Post autor: Dorda » 26 lis 2011, 17:51

    Dobry wieczór!

    Chciałabym otrzymać od Was porady na mój problem. Choruję na depresję od lat -przewlekle.Obecnie od stycznia 2010.
    Jest lepiej,biorę lekarstwa,ale nic nie "czuję". Mam pustkę duchową,emocjonalną,nic nie przeżywam. Zamiast uczuć jest tylko obojętność,złość i żal.
    Jestem osobą wierzącą albo ostatnio poszukującą. Parę lat temu nawróciłam się. Chodziłam do Odnowy w Duchu Świętym,Bóg działał w moim życiu,komunia św. mi pomagała:dawała radość,pokój i ukojenie. Natomiast teraz, gdy "nie odczuwam",komunia mi nie pomaga,wydaje mi się,że Boga nie ma.Jest pustka i ciągłe niezaspokojone uczucie braku uczuć (duszy) i Boga.To trwa już 8 miesięcy,a może dłużej.
    We wtorek idę na mszę o uzdrowienie. Wydaje mi się,że muszę się modlić i czekać na zesłanie Ducha Świętego.
    A co Wy na ten temat myślicie? Czy moja intuicja mnie nie zawodzi? Bardzo proszę o pomoc.
    Dorota

    Awatar użytkownika
    Anienka
    Posty:45
    Rejestracja:26 paź 2011, 21:50

    Re: Brak uczuć w depresji

    Post autor: Anienka » 26 lis 2011, 22:11

    Doroto, to co przeżywasz w swym udręczonym sercu to OCZYSZCZENIE. Wielu świętych cierpiało wielkie oschłości w modlitwie. Dlaczego Bóg tak ich doświadczał? Bo chciał, aby nauczyli się pokory, kochali Pana nie dla samych siebie, czyli dla pociech , ale dla chwały Bożej. Musieli całkowicie zapomnieć o sobie. Musieli uświadomić, jak grzeszni są i niegodni tego, aby Pan się do nich zbliżał i obdarzał czule swymi ojcowskimi pieszczotami. Dlaczego więc Bóg tak robi, skoro kocha nas? To dla naszego dobra. Jeśli nie poznamy jak grzeszni jesteśmy i będziemy nieustannie zażywać błogich rozkoszy niebiańskich, ale nie oczyścimy się ze wszystkiego, co niegodziwe, to będziemy bardzo brudni przed Bożym Obliczem i po śmierci nie pójdziemy do nieba, ale do Czyśćca, gdzie się właśnie oczyszcza z miłości. Te ?pociechy Boże? mają przekonać nasze serca, że Bóg nas kocha i zależy Mu na nas, a gdy już nas ?po ojcowsku karci?, to dlatego, że chce, abyśmy ?stali się dobrymi dziećmi?, aby "nie zeszli na złą drogę", które boją się przynieść hańby i nie chcą sprawić przykrości rodzicom, którzy przecież tyle trudu włożyli w wychowanie swych ?skarbów?. Tą ?hańbą i przykrością? jest właśnie grzech. My, ludzie nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak obrzydliwy jest grzech w oczach Bożych. Więcej, lepiej raczej umrzeć niż zgrzeszyć. A jednak grzech tak nas uwodzi swym czarem, że nie potrafimy się powstrzymać. Na pewno odczuwamy jakiś lęk, aby grzechu nie przyjąć, a jednak jego moc jest tak silna, że ulegamy mu. I jak niewierny mąż rzucamy się w ramiona kochanki. A potem smutek, rozpacz, żal, wyrzuty sumienia męczą nasze serce.

    Co więc robić w takiej sytuacji? Trzeba po prostu oddać swoje nędzę Jezusowi i zaakceptować swoją niedolę. Trzeba po prostu ukochać Wolę Bożą i wypełnić ją. To jest bardzo trudne, ale nie ma innego rozwiązania. Kto chce prawdziwie kochać, ten musi całkowicie się poświęcić osobie umiłowanej. Nie ma miłości bez ofiary.

    Doroto, nie obawiaj się. Nie lękaj się, nie płacz. Ja wiem, co Ty przeżywasz. Sama przechodziłam przez to doświadczenie i zdaje sobie sprawę, jak jest trudno takiej osobie, jak Ty.

    Pewnej dziewczynie, napisałam:

    [?] biedne dziecko! Proszę nie gniewaj się na mnie, że zwracam się tak do Ciebie. Na pewno już jesteś młodą dziewczyną. Ja też nie jestem malutka. A jednak czuję się dzieckiem i chcę taką pozostać do końca życia. Kiedy sobie przypominam ten okres, gdy chciałam żyć po dorosłemu, to chce mi się płakać z bólu. Dzieci są bardziej proste i wrażliwe na otaczający ich świat. A sam nasz Zbawiciel powiedział, że nie wejdziemy do Królestwa Niebieskiego, jeśli nie staniemy się, jak dzieci. Jak na pewno się domyślasz, o czym ja chcę tu pisać. Chodzi mi więc o to, by przyjąć z wiarą, co mówi nasz Pan w swej świętej Ewangelii. Nasz Niebieski Tato dał nam oczywiście rozum i wolną wolę, abyśmy rozważali, co jest prawdą i dobrem. Ale pomyśl, czy małe dziecko może postępować rozsądnie, jeśli nie słucha swych rodziców; czy nie zagubi się i nie będzie płakało, przeżywając swój dramat? I gdy uświadomi sobie, że postąpiło źle biegnie z rozdartym sercem do ojca czy matki i prosi, aby mu przebaczyli i przyrzeka, że będzie im posłuszne, bo nie chcę być tak nieszczęśliwe.

    Ten przykład mówi nam o naszym Panu Bogu, który nas bardzo kocha i chce naszego dobra. Często nie rozumiemy Jego ojcowskiej miłości i uważamy, że lepiej będzie dla nas, jeśli sami będziemy postępować, tak jak nam dyktuje serce, ale w końcu poznamy, ze nasza mądrość jest po prostu głupstwem. Tak jak biblijny syn marnotrawny chcemy układać życie po swojemu, uważając, że tak będzie lepiej, aż wreście doznając udręczeń z powodu tej złej drogi nasze serce przyznaje, że byliśmy w błędzie i ogromnie się wstydzimy się tego, co uczyniliśmy albo też w swej dumie uważamy, żeby nie prosić Pana o światło, bo to i tak nic nam nie pomoże. I jeśli nie mamy nikogo, kto nam pomoże, to my nieszczęśliwi dalej zadajemy sobie ból i trwamy w tym, aż przyjdzie śmierć i nas uwolni od tej męczarni.

    Bóg Cię kocha i chce być przy Tobie, ale Ty Go odpychasz od siebie, choć może na pewno nie świadomie. Bóg Tobie się interesuje i nie jest daleko. Nie myśl również, że On nie istnieje. To nie jest prawda!!! Ja Cię rozumiem, bo sama przez to przeszłam. Zawsze szukałam Pana w swoim życiu i Go odnalazłam w swoim cierpieniu. Kiedyś gdy się uczyłam w szkole był strasznie dręczona przez rówieśników i byłam bliska odebrania sobie życia, ale bałam się umierania. Często prosiłam, abym zasnęła na zawsze i się już nigdy nie obudziła. Oczywiście prosiłam, żeby ta przemoc w szkole, jakiej doznawałam się skończyła, bo już nie mogłam tak dłużej żyć. Kiedyś chciano mnie tak dotkliwie pobić, że strasznie płakałam i prosiłam, aby oni nie czynili krzywdy, bo to jest nieprawda, o co mnie posądzono. Jednocześnie błagałam Pana by mnie uratował i tak się stało. Przypomniałam sobie wtedy te scenę z życia Jezusa, gdy lud domagał się Jego ukrzyżowania i gdyby nie pomoc z Nieba, nasz Zbawiciel byłby już martwy na dziedzińcu; tak straszna była nienawiść ludzi. Pan Bóg mnie ocalił, choć sam tak wiele poniósł katuszy, a był niewinny. Nad Nim nikt się nie litował, a mi swemu dziecku grzesznemu okazał zmiłowanie.

    Te zdarzenie było dla mnie umocnieniem, gdy mnie dręczono w szkole; nie byłam sama. Jeśli Pana Jezusa dręczono, to ja jako Jego uczennica muszę być Mu podobna. Czasem tak jest, że Bóg ratuje nas od wielu nieszczęść, a jednak nie oszczędza nam cierpienia. Jeśli czegoś unikniemy, to już nie znaczy, to już nie będziemy cierpieć tak jak to było ze świętym Piotrem Apostołem. Do nieba można wejść tylko przez cierpienie, nie ma innej drogi.

    Piotr jak wiadomo bał się męczeństwa, tak, że wyrzekł się swego Boskiego Mistrza, bo lękał się, że jeśli się do Niego przyzna, to spotka Go to samo. Piotr zapewniał, że tak kocha Jezusa, że nawet na śmierć pójdzie, a jednak zawiódł Miłość. Gorzko płakał nad swoim upadkiem. A Jezus nie odwrócił się od Niego, nie robił mu wyrzutów. A z miłością wszystko przebaczył, sam przyszedł mu na spotkanie, gdy nadszedł dzień Zmartwychwstania. A kiedy został wylany Duch Święty jako pierwszy głosił Ewangelię Chrystusa i bronił wiary Kościoła. Jak podaje Pismo święte został raz cudownie uratowany od śmierci. Herod wsadził go do więzienia i był pewien, że spotka Piotra to samo, co Jakuba. A jednak tak się nie stało. Anioł Pański uwolnił go z więzienia i wyprowadził bezpiecznie, aby ten wybrany uczeń, który miał być pierwszym Papieżem głosił Słowo Boże. Jednak gdy wypełnił swoje posłannictwo, jakie zlecił mu Pan Jezus został ukrzyżowany.

    Kiedyś Pan Jezus powiedział świętemu Ojcu Pio: ?Nie bój się, sprawię, że będziesz cierpiał, ale dam także siłę do znoszenia cierpienia. Pragnę, aby twoja dusza była oczyszczona i doświadczona codziennym ukrytym męczeństwem. Nie przerażaj się, jeśli pozwalam na to, aby szatan cię gnębił, aby świat napełnił cię wstrętem, aby najbliżsi dręczyli cię, ponieważ nikt nie zwycięży tych, którzy jęczą pod krzyżem z miłości do Mnie, a których ochrony podjąłem się. Ileż razy, opuściłbyś Mnie, mój synu, gdybym cię nie przybił do krzyża. Pod krzyżem człowiek uczy się miłości, a Ja nie obdarzam nim wszystkich ludzi, ale tylko te dusze, które są Mi najdroższe?.

    Można by zapytać, dlaczego musimy cierpieć i być podobnymi Panu, jeśli On już nas odkupił przez swoją Mękę? Dopóki żyjemy na świecie musimy zdać egzamin z miłości. Jak mówi Stary Testament szatan wstawił się przed Bogiem i zapytał, czy nie mógłby wystawić na próbę Hioba. Bo czy ten sprawiedliwy służy Panu tylko dlatego, że obdarza go pomyślnością i wszelkim dobrem, a gdy spotka go niedola, to będzie złorzeczył?

    Innym razem Ojciec Pio, żaląc się ze swych udręczeń w liście Ojcu Benedyktowi, otrzymuje takie pouczenie: ?Nie jestem też zatrwożony ostrą walką, którą wróg prowadzi z Tobą, ponieważ Duch Święty mówi: <<Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenia!>> Fakt, że jesteś celem ataków, oznacza, iż jesteś w Bożej służbie, a im bardziej stajesz się przyjacielem Pana Boga i członkiem rodziny Bożej, tym większa pokusa będzie cię atakowała. Odwagi więc i nie lękaj się! Pan Bóg jest wierny i nie dopuści, abyś był kuszony bardziej niż możesz wytrzymać; będzie przecież z tobą w walce, byś mógł przetrzymać i wygrać bitwę. Nie tylko musisz zdobyć się na odwagę i zawierzyć, ale musisz cieszyć się, widząc w sobie niewypowiedziany znak, że jesteś mile widziany przez Pana Boga. >>A ponieważ byłeś przyjemny Bogu, potrzeba było, aby doświadczyła cię pokusa<<; ani różnorodność, ani wielkość ataków nie powinny zmniejszyć twojej świętej radości, ponieważ jest napisane: >>za pełną radość poczytujcie to sobie, ilekroć spadają na was różne doświadczenia<< . Och, tak Mój Najdroższy synu błogosławiony jest człowiek, który jest poddawany próbie i przeżywa okropne męki za sprawiedliwość ? mówi Mądrość ? A nie ten, kto pozostaje spokojny i nie przeżywa żadnego niepokoju! >>Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie<< . Niestety te wszystkie święte prawdy są surowe dla naszej biednej i słabej natury, która ucieka od Krzyża i boi się każdego cienia choroby, lecz jest jak jest, a nagroda radości przyznana będzie jedynie temu, który wytrzyma ciemności, niepokoje, lęki przed pokusą: >>gdy bowiem zostanie poddany próbie otrzyma życie wieczne<< ".

    Cierpienie jest próbą miłości. Jeśli naprawdę kochamy Pana, to będziemy Go miłować nawet w cierpieniu. To tak z osobami zamężnymi, którzy przysięgli, że będą ze sobą w radości i smutku. Nie będą szukać jedynie przyjemności, ale prawdziwego dobra, które się poświęca za drugiego.

    Im bardziej umiłujemy cierpienie, tym odnajdziemy wolność. Im więcej jest nas wygody i niechęci do wyrzeczeń, tym gorzej dla nas. Musimy ogołocić się ze wszystkiego, co nam drogie.

    Można by zapytać, jak walczyć z popędami ciała, jeśli nie czuję się tego, że Pan jest z nami? Tu trzeba koniecznie przyznać się do swojej nędzy i prosić pokornie by Pan nas podźwignął.. Musimy oddać się w Jego ręce i zaakceptować naszą niedolę. Można po prostu powiedzieć: Mój Panie, Ty jesteś moim Ojcem, a ja Twoim dzieckiem. Choć nie rozumiem tego, że tak muszę cierpieć, to jednak wbrew mej naturze wyznaje: niech będzie tak, jak tego chcesz, bo Ty wiesz najlepiej, co jest dla mnie dobre. Proszę bądź przy mnie; wspieraj mnie, abym była Ci posłuszna i czyniła to, co jest miłe Tobie. Nie chcę Cię kochać dla samej siebie, ale Ciebie. Przyjmuję wszystko, co Twa ojcowska ręka mi poda. Za wszystko będę Ci dziękować, choć wiem, że będzie mnie to wiele kosztowało. Chcę jednak wierzyć, że nie pozwolisz mi zginąć. Mój czuły Tato, kocham Cię! Tak, kocham Cię, choć tak nieudolnie. Ale Ty patrzysz sercem. Nie żądasz bym odmawiała długie modlitwy, a sercem była daleko od Ciebie. Ty chcesz tylko prostoty i miłości. Panie bądź uwielbiony, że tak mnie doświadczasz. Chcesz bym była podobna do Twego Najświętszego Syna i razem z Nim zażyła radości w niebie. Bo kto z Nim cierpi, ten będzie i z Nim królował. On jest moim Mistrzem i Królem, chce Mu służyć i kochać całą sobą. Ojcze dobry, niech Twa niepojęta Mądrość będzie chwalona przez doświadczenia mojego życia. Chwała Tobie, Panie?.

    [?] Napisałeś, że masz wątpliwości, co do prawdziwości Pisma Świętego. Ono jest prawdziwe! To szatan tak Ci podpowiada, że jest inaczej. To jest bardzo prosta droga, byś odeszła od Pana Boga. Musisz Mu zaufać, nawet jeśli uważasz, że jest inaczej. Niech przykładem będzie dla Ciebie Maryja. Kiedy Archanioł Gabriel zwiastował, że zostanie matką i nie utraci swego dziewictwa, ona uwierzyła, choć miała powody myśleć inaczej. Bo dla Boga nie ma nic niemożliwego! Ona Panu Bogu ufała, aż do po Kalwarię. Za swój trud i poświęcenie została sowicie wynagrodzona. Sama Trójca Przenajświętsza uczyniła Ją Królową wszystkich istnień, tych anielskich i ludzkich i Maryja zażywa takich błogich rozkoszy, że nie da się tego napisać i pojąć. Dopiero w niebie poznamy, jak wielkie skarby przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.

    Im jesteś bliżej Pana, tym szatan zażarcie będzie Cię atakował. On zrobi wszystko, byś utraciła wiarę i zginęła na wieki. Diabeł nienawidzi ludzi, bo oni arcydziełami Stwórcy, których uczynił na swój obraz i podobieństwo. Nie może patrzeć, jakiem względami darzy swe stworzenia. [?]?.
    Ostatnio zmieniony 27 lis 2011, 16:31 przez Anienka, łącznie zmieniany 2 razy.

    Awatar użytkownika
    Anienka
    Posty:45
    Rejestracja:26 paź 2011, 21:50

    Re: Brak uczuć w depresji

    Post autor: Anienka » 27 lis 2011, 00:02

    Świadectwo Kingi: - "Miłujcie się"

    Kim jestem? Teraz jestem człowiekiem wolnym!!! Wolnym od wewnętrznej ciemności, od niemocy, żalu i gniewu, który mi towarzyszył przez długi czas.
    Kim byłam?? Od sześciu lat jestem chora. Nie jest to choroba śmiertelna, ale bardzo dokuczliwa, uniemożliwiająca mi normalne funkcjonowanie. Kiedy się pojawiła, musiałam zrezygnować z pragnień i planów na przyszłość. Byłam zmuszona pozostawić to, co kochałam robić ? swoje pasje i zainteresowania. Byłam wściekła na Boga, ponieważ zabrał mi wszystko i pozostawił mnie z niczym. Odebrał mi moje radości, moje nadzieje, moje osiągnięcia i plany. Pozostał mi tylko ogromny żal i wewnętrzny smutek, który przemieniał moje serce, czyniąc je miejscem pozbawionym jakiejkolwiek nadziei. Stałam się rośliną, a moja egzystencja ? wegetacją. Czułam się jak motyl w kokonie szczelnie mnie oplatającym, uniemożliwiającym mi rozpostarcie skrzydeł. Bardzo długo szamotałam się w tym moim wewnętrznym ?więzieniu? i nieustannie, natrętnie wołałam do Pana, błagając Go o jakąkolwiek pomoc. Widziałam, jak złość mnie niszczy, i jednocześnie wiedziałam, że ja sama nie dam rady przeciwstawić się tak potężnej sile. Wiedziałam, że tylko Bóg może mnie uwolnić.
    Nie myliłam się. Pan zaczął moje uzdrawianie od uświadomienia mi, gdzie tkwi źródło problemu. Pozwolił mi nazwać swoją ranę ? brak przebaczenia sobie i Jemu, brak akceptacji Jego woli ? nie rozumem, ale sercem. Wiedziałam swoje, ale moje serce się wyrywało, szamotało się, walczyło, nie chciało przyjąć rzeczywistości takiej, jaka ona była.
    Jakiś czas potem Pan dał mi sen, który uświadomił mi, że mam poczucie, iż jestem przez Niego bardzo skrzywdzona, odepchnięta oraz że bardzo Go potrzebuję. Chciałam, żeby mnie przytulił i żeby leczył moje zranione serce. W tym też śnie Pan pokazał mi kobietę w wieku czterdziestu pięciu, może pięćdziesięciu lat siedzącą na wózku inwalidzkim. Wewnętrznie odczułam, że jest ona szczególnie przez Pana kochana. Dwa tygodnie później zobaczyłam ją na nocnej adoracji ? dokładnie tak samo jak w moim śnie. To była siostra zakonna chora na stwardnienie rozsiane. Porusza się ona na wózku inwalidzkim i nie ma możliwości wykonywania praktycznie żadnej czynności.
    Późniejsze wielogodzinne rozmowy z nią o jej doświadczeniu cierpienia, przecież tak nieporównywalnie większego niż moje, pokazały mi, że w życiu najważniejsza nie jest sprawność fizyczna, lecz miłość. Miłość, która pozwala wznieść się poza wszelkie ograniczenia natury, która potrafi dać siebie samą jako dar dla Chrystusa, która jest wpatrzona nieustannie w Mistrza. Ten sen i spotkanie z ową siostrą stało się moją furtką do procesu przebaczenia sobie i Bogu oraz do akceptacji Jego woli.
    Śmiesznie to brzmi. Ciekawe, jak można przebaczyć sobie, a co dopiero Bogu? Przecież On jest Bogiem, naszym Ojcem, i nie może nam zrobić krzywdy! Dlaczego jednak moje serce czuło tak ogromny żal (tak długo nieuświadomiony) do Niego ? wspaniałego Taty? Dlaczego pojawiły się w nim takie uczucia, jak złość, rozżalenie czy gniew?... Wiedziałam, że jest potrzebne pojednanie z tym, którego winimy za zło nam wyrządzone, bo nawet najmniejsza dawka goryczy może przemienić wnętrze człowieka w suchą pustynię nie dającą życia. Wiedziałam, że nieuporządkowane uczucia mogą stać się potężną siłą, zdolną do zniszczenia człowieczeństwa.
    Długo się zastanawiałam, jak mam przebaczyć Bogu ? nie aktem woli (bo to już uczyniłam), ale sercem ? akceptując i przyjmując z miłością ten tak dla mnie trudny dar ? chorobę. Napisałam list pojednania do Pana, którego nazwałam moim krzywdzicielem, niesłusznie oskarżając Go o to, że mnie skrzywdził; którego jednocześnie uznałam za moją ofiarę ? tego, którego ja skrzywdziłam. Napisałam taki sam list do siebie samej. Pisanie listów pojednania jest końcowym etapem chrześcijańskiej terapii ?Żywa nadzieja?. Krótko po ich napisaniu mój kokon niemocy pękł, a moja relacja z Panem zmieniła się diametralnie.
    Kiedy pojednałam się z sobą samą i z Panem, zasłona ciemności opadła i pojawiła się radość, wolna przestrzeń w moim wnętrzu, odrodziła się nadzieja. Pan zaczął powoli kształtować moje nowe pragnienia, marzenia, plany na przyszłość i zupełnie odmienny obraz mnie samej ? tej, która nie jest odrzucana, lecz bezwarunkowo kochana przez swego Stwórcę. Przez ten akt przebaczenia Pan leczył nie tylko moje serce ? zaczął również uzdrawiać moje ciało. Uzdrowienie sfery psychicznej i duchowej rozpoczęło proces leczenia mojej sfery fizycznej (tego, co się da wyleczyć). Końcowym etapem moich wewnętrznych zmagań były dla mnie tegoroczne wakacyjne rekolekcje RCS. W czasie nocnej adoracji Pan wyraźnie mi pokazał, dlaczego doświadcza mnie tego rodzaju cierpieniem, i uzmysłowił mi, jaki ma ono sens.
    Poprzez krzyż ? nieważne, jak duży i jakiego jest rodzaju ? Pan przyciąga Ciebie bardzo blisko siebie. Pragnie przytrzymać Cię przy sobie. Choć czasem Jego uścisk tak bardzo boli, jest on po to, byś nie runął z krzyża, z hukiem roztrzaskując się o ziemię. Przebacz? Ciągle wybaczaj temu, do którego czujesz żal, gorycz, złość czy też nienawiść. Nieważne, czy jest On Bogiem, sąsiadem, przyjacielem, matką, ojcem czy kimś zupełnie obcym. Przebaczaj nieustannie, abyś żył pełnią życia. Przebaczenie nie jest uczuciem, nie jest żadnym stanem emocjonalnym ? jest aktem woli, aktem miłości. Nie bój się zranień, cierpienia ? ono jest po to, byś był jeszcze bliżej swego Mistrza, który ma moc uzdrowienia najbardziej beznadziejnych przypadków. Kiedy przebaczasz, dajesz szansę Panu, by wchodził w najciemniejsze, brudne i rozkładające się zakamarki Twego serca, które tak bardzo potrzebują światła, oczyszczenia, opatrzenia ? miłości swego Stwórcy. Przebaczenie otwiera Twoją klatkę, daje Ci możliwość rozpostarcia skrzydeł, poczucia w nich wiatru nadziei, wzbicia się do lotu. Przebacz i przyjmij z miłością to, co daje Ci Pan. Choć czasem to trudny dar, jest dany Ci po to, byś wzrastał. Każde cierpienie ma sens, a przyjęte z miłością potrafi przemienić najbardziej zbuntowane i zatwardziałe serce. I choć moje ciało nie zostało cudownie uzdrowione i doświadczenie choroby będzie obecne w moim życiu jeszcze długo, może nawet do końca mojego istnienia, to przez przebaczenie i akceptację zyskałam wolność, która jest niewątpliwie jednym z najważniejszych elementów mojej egzystencji. Pozyskałam Boga, kolejny raz odkrywając Jego ogromną miłość do mnie. Życzę Ci przebaczenia? Byś umiał obdarowywać nim innych, czyniąc ich i siebie samego ludźmi szczęśliwymi.

    Awatar użytkownika
    Anienka
    Posty:45
    Rejestracja:26 paź 2011, 21:50

    Re: Brak uczuć w depresji

    Post autor: Anienka » 27 lis 2011, 14:03

    Z Dzienniczka świętej Faustyny Kowalskiej:

    O wolo Boga wszechmogącego,
    Tyś moją rozkoszą, tyś moją radością,
    Cokolwiek mi poda ręka Pana mego,
    Przyjmę z weselem, poddaniem się i miłością.

    Wola Twa święta - to moje odpocznienie,
    W niej zawiera się ma świętość cała,
    I całe moje wieczne zbawienie,
    Bo pełnić wolę Bożą, to największa chwała.

    Wolo Boża - to są Jego różne życzenia,
    Dusza moja pełni ją bez zastrzeżeń,
    Bo takie są Jego Boskie pragnienia
    W momentach gdy Bóg udziela swych zwierzeń.

    Czyń ze mną, co Cię podoba - Panie,
    Nie stawiam Ci żadnych przeszkód ani zastrzeżeń,
    Boś Ty mi rozkosz cała i mej duszy kochanie,
    I przed Tobą nawzajem wylewam strumień swych zwierzeń.

    W początku Bóg daje się poznać jako świętość, sprawiedliwość, dobroć, czyli miłosierdzie. Dusza nieraz to wszystko poznaje, ale poszczególnie w błyskach, czyli zbliżeniach się do Boga. I nie trwa to długo, bo nie zniosłaby tego światła, który uniemożliwia duszy dotychczasową modlitwę. Może się silić, jak chce, i zmuszać do dawniejszej modlitwy, będzie to wszystko daremne, staje się absolutnie niemożliwością w dalszym ciągu tak się modlić, jak przed tym otrzymaniem tego światła. Światło to, które dotknęło duszy, jest w niej żywe i nic ani go zagłuszyć, ani przyćmić nie może. Ten błysk poznania Boga pociąga jej duszę i rozpala miłość ku Niemu. Ale ten sam błysk równocześnie daje duszy poznać, czym ona jest, i całe swe wnętrze widzi w wyższym świetle, i powstaje przerażona i zatrwożona. Jednak nie pozostaje w tym zatrwożeniu, ale zaczyna się oczyszczać i upokarzać, i uniżać przed Panem, a świtała te są silniejsze i częstsze; im dusza więcej się krystalizuje, tym światła są przenikliwsze. Jeżeli jednak dusza wiernie i mężnie odpowiedziała tym pierwszym łaskom, Bóg napełnia ją swoimi pociechami, udziela jej się w sposób odczuwalny. Dusza wchodzi chwilami jakby w zażyłość z Bogiem i cieszy się niezmiernie; myśli, że już osiągnęła przeznaczony stopień doskonałości, bo błędy i wady są w niej uśpione, a ona myśli, że już ich nie ma. Nic jej się trudnym nie wydaje, na wszystko jest gotowa. Zaczyna się pogrążać w Bogu i kosztować rozkoszy Bożych. Jest niesiona przez łaskę, a nie zdaje sobie z tego wcale sprawy ? z tego, że może przyjść czas próby i doświadczenia. I rzeczywiście stan ten nie trwa długo. Przyjdą inne chwile, ale muszę wspomnieć, że dusza wiernej odpowiada łasce Bożej, jeżeli ma światłego spowiednika, przed którym zwierza się ze wszystkiego.

    (?) Miłość duszy nie jest jeszcze taka, jak Bóg tego żąda. Dusza nagle traci obecność Bożą. Powstają w niej różne błędy i wady, z którymi musi stoczyć zaciekły bój. Wszystkie błędy podnoszą głowę, jednak czujność jej jest wielka. Na miejsce dawnej obecności Bożej wstąpiła oschłość i posucha duchowa, nie czuje smaku w ćwiczeniach duchowych , nie może się modlić tak jak dawniej, ani tak jak teraz się modliła. Rzuca się we wszystkie strony i nie znajduje zadowolenia. Bóg się przed nią ukrył, a ona w stworzeniu pociechy nie znajduje i żadne stworzenie nie umie jej pocieszyć. Dusza pragnie namiętnie Boga, ale widzi swą nędzę, zaczyna odczuwać sprawiedliwość Bożą. Widzi jakby utraciła wszystkie dary Boże, umysł jej jest jakby przyćmiony, ciemność zapada w całej jej duszy, zaczyna się udręka co do nie pojęcia. Dusza starała się przedstawić stan swej duszy spowiednikowi, lecz nie została zrozumiana. Zapadła w jeszcze w większe niepokoje. Szatan zaczyna swe dzieło.

    Wiara zostaje w ogniu, walka tu jest wielka, dusza robi wysiłki, trwa aktem woli przy Bogu. Szatan posuwa [się] z dopuszczenia Bożego jeszcze dalej, nadzieja i miłość jest w doświadczeniu. Straszne są te pokusy, Bóg duszę wpiera niejako potajemnie. Ona o tym nie wie [?]. I wie Bóg, co może dopuścić na duszę. Dusza kuszona [jest] niewiarą, co do prawd objawionych, do nieszczerości wobec spowiednika. Szatan jej mówi: - patrz nikt cię nie zrozumie, po co mówić o tym wszystkim? Brzmią w jej uszach słowa, których ona się przeraża i zdaje jej się, że je wymawia przeciw Bogu. Widzi to, czego by widzieć nie chciała. Słyszy to, czego słyszeć nie chce, a jest to straszne w takich chwilach nie mieć doświadczonego spowiednika. Sama dźwiga całe brzemię; jednak, o ile to jest w jej mocy, powinna się starać o światłego spowiednika, bo może złamać się pod ciężarem, i to często jest nad przepaścią. Te wszystkie doświadczenia są ciężkie i trudne. Bóg nie dopuszcza ich na duszę, która by wpierw nie była dopuszczona do głębszego z Bogiem obcowania i nie skosztowałaby słodyczy Bożych, a także Bóg ma w tym swoje zamiary dla nas niezbadane. Często Bóg w podobny sposób przygotowuje duszę do przyszłych zamiarów i dzieł wielkich. I chce ją doświadczyć, jako czyste złoto, ale to jeszcze nie koniec próby. Jest jeszcze próba nad próbami ? to zupełne odrzucenie od Boga.

    [?] Kiedy dusza zwycięsko wychodzi z poprzednich prób i chociaż się potknąć może, ale mężnie walczy i z głęboką pokorą woła do Pana: Ratuj, bo ginę. ? I jeszcze jest zdolna do walki.

    Teraz ogrania duszę straszna ciemność. Dusza widzi w sobie tylko grzechy. Jej uczucie jest straszne. Widzi się zupełnie przez Boga opuszczoną, czuje, jakby była przedmiotem Jego nienawiści, i jest jeden krok do rozpaczy. Broni się jak może, próbuje obudzić ufność, lecz modlitwa jest dla niej jeszcze większą męką; jej się zdaje, że pobudza Boga do większego gniewu, jest postawiona na niebosiężnym szczycie, który jest samą przepaścią.

    Dusza rwie się do Boga, a czuję się odepchnięta. Wszystkie męki i katusze świata są niczym w porównaniu z tym uczuciem, w którym jest ona cała pogrążona ? to jest odepchnięcie od Boga. Nikt jej ulgi przynieść nie zdoła. Widzi, że sama jest jedna, nikogo nie ma na swą obronę. Wznosi oczy do nieba, ale wiem, że to nie jest dla niej ? wszystko dla niej stracone. W ciemności wpada w większą ciemność, zdaje jej się, że na zawsze straciła Boga, tego Boga, którego tak kochała. Ta myśl wprowadza ją w mękę nie do opisania. Jednak ona nie godzi się na to, próbuje spojrzeć w niebo, lecz daremnie ? to sprawia jej jeszcze większą mękę.

    Nikt takiej duszy nie oświeci, jeżeli Bóg chce ją utrzymywać w ciemności. To odrzucenie od Boga czuje tak żywo w sposób przeraźliwy. Wyrywają się z jej serca jęki bolesne, tak bolesne, że nie pojmie żaden duchowny, chyba że sam to przeszedł. W tym dusza doznaje jeszcze cierpień od złego ducha. Szatan drwi z niej: Widzisz, czy dalej będziesz wierna? Oto masz zapłatę, jesteś w naszej mocy. ? Chociaż szatan tyle ma wpływu na tę duszę, ile Bóg pozwoli; Bóg wie, ile wytrzymać możemy. ? I cóż z tego, żeś się umartwiała? I cóż z tego żeś wierna regule? Po cóż te wszystkie wysiłki? Jesteś odrzucona od Boga. ? To słowo ?odrzucona? staje się ogniem, który przenika każdy nerw aż do szpiku kości. Przeszywa na wskroś całą jej istotę. Nadchodzi największy moment doświadczenia. Dusza już nie szuka nigdzie pomocy, pogrąża się sama w sobie i traci wszystko sprzed oczu i niejako jakby się zgodziła na mękę odrzucenia. Jest to moment, któremu nie umiem nadać wyrazu. Jest to agonia duszy. Kiedy ten moment zaczął się pierwszy raz zbliżać się do mnie, jednak zostałam z niego wyrwana mocą świętego posłuszeństwa. Mistrzyni, która przeraziła się moim widokiem, posłała mnie do spowiedzi; jednak spowiednik mnie nie rozumie, nie doznaje ani cienia ulgi. O Jezu, daj nam kapłanów doświadczonych.

    Kiedy powiedziałam, że przeżywam męki piekielne w duszy, odpowiedział, że jest o moją duszę spokojny, bo widzi w duszy mojej wielką łaskę Bożą. Jednak ja nic z tego nie rozumiałam i ani jeden promyczek światła nie przedarł się do duszy.

    Teraz już zaczynam odczuwać brak sił fizycznych i już nie mogę podołać obowiązkom. Cierpień już nie mogę ukryć; chociaż nie mówię ani słowa o tym, co cierpię, jaki się odbija na mej twarzy, zdradza mnie, i przełożona powiedziała, że siostry przychodzą do niej i mówią, że jak spojrzą w kaplicy na siostrę, to litość ich bierze dla mnie, tak straszny mam wygląd. Jednak pomimo wysiłku nie jest dusza ukryć tego cierpienia.

    Jezu, Ty jeden wiesz, jak dusza jęczy w tych mękach, spowita ciemnością, jednak pragnie i łaknie Boga, jak spalone usta wody. Umiera i usycha, umiera śmiercią bez śmierci, to jest umrzeć nie mogą. Wysiłki jej są niczym, ona jest pod ręką mocarną. Teraz jej dusza wchodzi w moc Sprawiedliwego. Ustają wszelkie pokusy zewnętrzne, milknie wszystko, co ją otacza, tak jak konający traci wszystko, co jest zewnętrzne ? cała jej dusza jest skupiona pod mocą sprawiedliwego i trzykroć świętego Boga. ? Na wieki odrzucona. ? To największy moment i tylko Bóg może duszę w ten sposób doświadczać, bo On jeden wie, że dusza może to wytrzymać. Kiedy dusza zostaje przesiąknięta na wskroś tym ogniem piekielnym , wpada niejako w rozpacz. Dusza moja doświadczyła tego momentu, kiedy byłam w celi sama jedna. Kiedy dusza zaczęła się pogrążać w rozpaczy, czułam, że zaczęłam konać, jednak chwyciłam krzyżyk i zacisnęłam kurczowo w ręku; teraz czuję, że się odłączy ciało moje od duszy, i chociaż pragnęłam iść do przełożonych, już sił fizycznych nie było, wyrzekłam ostanie słowa ? ufam miłosierdziu Twemu, i zdawało mi się, jakobym pobudziła Boga do większego gniewu i zapadłam sama w rozpacz, i już tylko od czasu do czasu wyrywa się w duszy jęk bolesny, jęk nieutulony. Dusza w agonii. I zdawało mi się, że już pozostanę w tym stanie, bo o własnej mocy nie wyszłabym z niego. Każde wspomnienie Boga jest morzem niepisanych cierpień, a jednak jest w duszy coś, co rwie się do Boga, lecz jej się zdaje, że na to tylko, aby więcej cierpiała. Wspomnienie dawnej miłości, jaką ją Bóg otaczał, jest dla niej nowym rodzajem męki. Jego wzrok przenika ja na wskroś i wszystko zostało spalone w duszy od spojrzenia Jego.

    Była to już dłuższa chwila, kiedy weszła jedna z sióstr do celi i zastała mnie prawie umarłą. Zlękła się i poszła do mistrzyni, która mocą świętego posłuszeństwa rozkazała mi podnieść się z ziemi, i natychmiast odczułam siły fizyczne, i podniosłam się z ziemi, drążąca cała. Mistrzyni poznała zaraz mój stan duszy, mówiła mi o niepojętym miłosierdziu Bożym i powiedziała: Niech siostra się nie martwi niczym, nakazuje siostrze mocą posłuszeństwa ? i mówiła mi: Teraz widzę, że Bóg powołuje siostrę do wysokiej świętości, blisko chce Pan mieć siostrę przy sobie, kiedy takie rzeczy dopuszcza, i to tak wcześnie. Niech siostra będzie wierna Bogu, bo to jest znak, że wysoko chce mieć siostrę w niebie. ? Jednak nie rozumiałam nic z tych słów.

    Kiedy weszłam do kaplicy, czuje jakoby wszystko odpadło od duszy mojej, jakobym wyszła z ręki Bożej, czuję nietykalność swojej duszy, czuję, że jestem dziecię maleńkie. Wtem ujrzałam wewnętrznie Pana, który mi rzekł: Nie lękaj się, córko moja, ja jestem z tobą. W tym momencie pierzchły wszystkie ciemności i udręczenia, zmysły zalane radością niepojętą, władze duszy napełnione światłem.

    Jeszcze chcę wspomnieć, że choć dusza dusza moja już była pod promieniami Jego miłości, to jednak na ciele moim jeszcze przez dwa dni pozostały ślady przeszłej męki. Twarz śmiertelnie blada i oczy zaszłe krwią. Jezus tylko wiem, com cierpiała. Wobec rzeczywistości bladym to jest, com napisała. Nie umiem tego wypowiedzieć, zdaje mi się wróciłam z zaświatów. Czuję niechęć do wszystkiego, co jest stworzone. Tulę się do Serca Bożego, jak niemowlę do piersi matki. Patrzę na wszystko innym wzrokiem . Świadoma jestem tego, co Pan dokonał jednym słowem w mej duszy, tym żyję. Na wspomnienie przeszłej męki dreszcz mnie przenika. Nie wierzyłabym, że można tak cierpieć, gdybym sama nie przeszła tego. ? Jest cierpienie na wskroś duchowe.

    Jednak w tych wszystkich cierpieniach i walkach nie opuszczałam Komunii św. Kiedy zdawało mi się, że nie powinnam komunikować, wtedy szłam przed Komunią św. do mistrzyni i powiedziałam jej, że nie mogę iść do Komunii św. ? zdaje mi się, że ni powinnam przystępować. Ona mi jednak nie pozwalała opuszczać Komunii św.; i poszłam, i poznałam, że uratowało mnie tylko posłuszeństwo.

    Sama mistrzyni powiedziała później powiedziała, że te doświadczenia przeszły u mnie prędko tylko dlatego, że siostra była posłuszna. Moc posłuszeństwa tylko, że siostra tak mężnie przebrnęła. ? Prawda, że Pan sam mnie wyprowadził z tej męki, ale wierność posłuszeństwu podobała Mu się.

    Chociaż te rzeczy są przerażające, jednak nie powinna się nimi żadna dusza przerażać się zbytecznie, bo nie da Bóg ponad to, co możemy. [?] jeżeli Panu podoba się jakaś duszę prowadzić przed podobne męki, niech się nie lęka, ale będzie we wszystkim, o ile od niej zależy, wierna Bogu. Bóg duszy krzywdy nie zrobi, gdyż jest samą miłością i w tej niepojętej miłości powołał ją do bytu. Chociaż kiedy byłam w tych utrapieniach, nie rozumiałam tego.

    O Boże mój, poznałam, że nie jestem z tej ziemi, wlał to Pan w moją duszę [w] wysokim stopniu. Obcowanie moje jest więcej w niebie niżeli na ziemi, chociaż w niczym nie zaniedbuje obowiązków swoich.

    W tych chwilach nie miałam kierownika duszy i nie znałam żadnego kierownictwa. Prosiłam Pana ? nie dawał mi kierownika. Sam Jezus jest Mistrzem moim od dziecięctwa aż dotąd. Przeprowadził mnie przez wszystkie puszcze i niebezpieczeństwa, widzę jasno, że tylko Bóg mnie przeprowadzić przez takie wielkie niebezpieczeństwo bez żadnej szkody i bez szwanku, gdzie dusza moja została nietknięta i zawsze zwyciężałam wszelkie trudności, które były nie do pojęcia. [?]

    Po tych cierpieniach dusza jest w wielkiej czystości ducha i wielkiej bliskości Boga, chociaż muszę wspomnieć, że w tych udręczeniach duszach ona jest blisko Boga, ale jest ślepa. Jej wzrok duszy spowity w ciemności, a Bóg jest bliżej takiej duszy cierpiącej, tylko cały sekret właśnie w tym, że ona o tym nie wie. Ona twierdzi, że Bóg tylko ją opuścił, ale jest przedmiotem Jego nienawiści. Co za ciężka choroba wzroku duszy, która, rażona światłem Bożym, twierdzi, że Go nie ma, a tymczasem jest tak silne, że ją oślepia. Jednak poznałam później, że Bóg jest bliżej w tych chwilach, niż kiedy indziej, bo o zwykłej pomocy łaski nie przetrwałby tych prób. Wszechmoc Boża tu działa i łaska nadzwyczajna, bo inaczej załamałaby się pod pierwszym uderzeniem.

    O Boski Mistrzu, to tylko dzieło Twoje w duszy mojej. Ty, o Panie, nie boisz się duszy postawić na brzegiem strasznej przepaści, gdzie ona się trwoży i lęka, i znowu przywołujesz ją do siebie. Oto są Twoje niepojęte tajemnice.

    Kiedy w tych udręczeniach starałam się oskarżyć w spowiedzi św. z jak najdrobniejszych drobiazgów, kapłan ten zdziwił się, że nie popełniłam większych uchybień, i powiedziała mi te słowa: Jeżeli w tych udrękach siostra jest wierna Boga, to już to samo daje mi świadectwo, że Bóg siostrę wspiera szczególną łaską swoją, a że siostra tego nie rozumie, to i dobrze. Jednak dziwna rzecz, że mnie w tych rzeczach spowiednicy nie mogli ani zrozumieć, ani uspokoić, aż do spotkania się z o. Andraszem, a później z ks. Sopoćką.

    [?] Tylko tu wspomnę, com doświadczyła i przeżywała we własnej duszy. Trzy rzeczy są, gdzie dusza nie odnosi pożytku w spowiedzi w tych wyjątkowych chwilach.

    Pierwsze ? że spowiednik mało zna drogi nadzwyczajne i okazuje zdziwienie, jeżeli dusza odsłoni mu wielkie tajemnice, jakich Bóg dokonywa w duszy. To zdziwienie jego już duszę subtelną zatrważa i ona spostrzega, że spowiednik się waha wypowiedzieć swoje zdanie, a dusza jeśli to spostrzeże, nie uspokoi jej, ale jeszcze więcej ma wątpliwości po spowiedzi aniżeli przed spowiedzią, bo ona wyczuje, że spowiednik uspokaja ją, [a] sam nie ma pewności. Albo ? co mi się zdarzyło ? że spowiednik nie mogąc przeniknąć niektórych tajemnic duszy ? odmawia jej spowiedzi, okazuje jakąś bojaźń przed zbliżeniem się takiej duszy do kratki. Jakże może dusza w takim stanie czerpać uspokojenie w konfesjonale. Moim zdaniem w takich chwilach szczególnych nawiedzin Bożych w duszy, jeżeli jej nie rozumie, powinien duszy wskazać jakiego doświadczonego i światłego spowiednika albo samemu zaczerpnąć światła aby duszy dać to, co ona potrzebuje, a nie wprost odmówić spowiedzi, bo w ten sposób naraża ją na wielkie niebezpieczeństwo i może niejedna dusza opuścić drogę, na której ją Bóg szczególnie chciał mieć. Jest to rzecz wielkiej wagi, bo sama tego doświadczyłam, że już zaczęłam się chwiać, pomimo tych szczególnych darów Bożych, chociaż mnie Bóg sam uspokajał, jednak zaczęłam pragnęłam mieć pieczęć Kościoła.

    Druga rzecz ? to, że spowiednik nie pozwoli się szczerze wypowiadać, okazuje zniecierpliwienie. Dusza wtenczas milknie i nie mówi wszystkiego, a tym samym nie odnosi pożytku; a tym mniej odnosi pożytku, kiedy się zdarzy, że spowiednik zaczyna doświadczać duszę, a nie znając jej ? dlatego zamiast pomóc duszy, to szkodzi jej. A to dlatego, że ona wie, że spowiednik nie zna jej, bo nie pozwolił całkowicie odsłonić się jej, jak co do łask, tak i co do nędzy. A więc próba jest stosowna. Miałam niektóre próby, z których się śmiałam. Lepiej wyrażę tymi słowami, że spowiednik do lekarz duszy, więcej ? jak lekarz, nie znając choroby, może dać stosowne lekarstwo? ? Nigdy. Bo albo nie będzie wywierał żadnego skutku pożądanego, albo da silne, gdzie powiększy chorobę, a czasami ? co nie daj Boże, może nastąpić śmierć, ponieważ za silne. Mówię to z doświadczenia, że w pewnych wypadkach wprost sam Pan mnie powstrzymywał.

    Trzecia rzecz ? to, że się zdarza, że spowiednik nieraz lekceważy drobne rzeczy. Nie ma w życiu duchowym nic drobnego. Czasami rzecz drobna na pozór odkryje rzecz wielkiej wagi, a dla spowiednika jest snopem światła w poznaniu dusz. Wiele odcieni duchowych kryje się w rzeczach drobnych.

    Nigdy nie stanie gmach wspaniały, jeżeli odrzucimy drobne cegiełki. Bóg od [?] duszy żąda wielkiej czystości, więc zsyła jej głębsze poznanie nędzy. Oświecona światłem z wysoka, lepiej poznaje, co się Bogu podoba, a co ? nie. Grzech jest według poznania i światła duszy, to samo i niedoskonałości, chociaż ona wie, że co do sakramentu ściśle należy, to jest grzech ? ale te drobne rzeczy mają wielką doniosłość w dążeniu do świętości i nie może spowiednik tego lekceważyć. Cierpliwość i łagodność spowiednika otwiera drogę do najgłębszych tajni duszy. Dusza niejako bezwiednie odsłania swą przepastną głębię i czuje się silniejsza i odporniejsza, tutaj mężniej walczy, więcej się stara, ponieważ wie, że musi z tego zdać sprawę.

    Jeszcze jedno wspomnę , co do spowiednika. On musi nieraz doświadczać, musi próbować, musi ćwiczyć, musi poznać, czy ma do czynienia ze słomą, czy z żelazem, czy z czystym złotem. Każda z tych trzech dusz potrzebuję odrębnego ćwiczenia. Musi, i to koniecznie, spowiednik wyrobić sobie o każdej sąd jasny, aby wiedział, że ona może udźwignąć w pewnych chwilach, okolicznościach i wypadkach. [?]

    I znowuż pragnę powiedzieć trzy słowa do duszy, która pragnie stanowczo dążyć do świętości i odnosić owoce, czyli pożytek ze spowiedzi.

    Pierwsze, całkowita szczerość i otwartość. Najświętszy i najmądrzejszy spowiednik nie może gwałtem wlać w duszę tego, co pragnie, jeżeli dusza nie będzie szczera i otwarta. Dusza nieszczera, skryta, naraża się na wielkie niebezpieczeństwo w życiu duchowym i sam Pan Jezus nie udziela się takiej duszy w sposób wyższy, bo wie, że ona nie odniosłaby korzyści z tych łask szczególnych.

    Drugie słowo ? pokora. Dusza nie korzysta należycie z sakramentu spowiedzi, jeżeli nie jest pokorna. Pycha duszę utrzymuje w ciemności. Ona nie wie i nie chce dokładnie wniknąć w głąb swej nędzy, maskuje się i unika wszystkiego, co by ją mogło uleczyć.

    Trzecie słowo ? to posłuszeństwo. Dusza nieposłuszna nie odniesie żadnego zwycięstwa, chociażby ją sam Pana Jezus bezpośrednio spowiadał. Spowiednik najdoświadczeńszy nic takiej duszy nie pomoże. Na wielkie nieszczęście naraża się dusze nieposłuszna i nic nie postąpi w doskonałości, i nie da rady w życiu duchowym. Bóg najhojniej obsypuje duszę łaskami, ale duszę pokorną.

    O, jak miłe są hymny płynące z duszy cierpiącej. Całe niebo zachwyca się taką duszą ? szczególnie, kiedy jest dotknięta przez Boga. Wywodzi za Nim swe tęskne treny. Jej piękność jest wielka, bo płynie z Boga. Idzie przez puszczę życia zraniona miłością Bożą. Ona jedną stopą dotyka ziemi.

    Dusza, kiedy wyszła z tych utrapień, jest głęboko pokorna. Jej czystość duszy jest wielka. Ona bez namysłu niejako wie, co w danej chwili należy czynić, a co zaniechać. Wyczuwa najlżejsze dotknięcia łaski i jest bardzo wierna Bogu. Ona z daleka poznaje Boga i cieszy się nieustannie Bogiem. Ona Boga nader wszystko odkrywa w duszach innych, w ogóle w otoczeniu. Dusza jest oczyszczona przez samego Boga. Bóg, jako czysty Duch, wprowadza duszę w życie czysto duchowe. Sam Bóg wpierw tę duszę przygotował i oczyścił, czyli uczynił ją zdolną do ścisłego obcowania z sobą. W ten sposób duchowy obcuje ona z Panem w miłosnym odpocznieniu. Mówi do Pana bez wyrażania zmysłów. Bóg napełnia duszę swym światłem. Jej rozum oświecony, widzi jasno i rozróżnia stopnie w tym życiu duchowym. Widzi, kiedy się łączyła w sposób niedoskonały z Bogiem, gdzie zmysły brały udział i duchowość była złączona ze zmysłami, choć już w sposób wyższy i szczególny ? jednak niedoskonały. Jest łączenie się z Panem wyższe i doskonalsze ? to jest umysłowe. Dusza tu jest bezpieczna od złudzeń, duchowość jej jest głębsza i czystsza. W życiu, gdzie są zmysły, tam więcej jest narażona na złudzenia. Jak jej samej, tak i spowiedników ostrożność powinna być większa. Są chwile, w której i Bóg wprowadza duszę w stan czysto duchowy. Zmysły gasną i są jakby umarłe. Dusza jest jak najściślej zjednoczona z Bogiem, jest zanurzona w Bóstwie, poznanie jej jest całkowite i doskonałe, nie poszczególne ? jak dawniej, ale ogólne i całkowite. Cieszy się tym, ale ? jeszcze chcę mówić o tych chwilach próby. W tych chwilach trzeba, aby spowiednicy mieli cierpliwość z taką duszą. Ale największą cierpliwość powinna mieć dusza sama z sobą.

    Mój Jezu, Ty wiesz, co doznaje dusza moja na wspomnienie tych cierpień. Nieraz dziwiłam się, że aniołowie i święci siedzą cicho na takie cierpienie duszy. Jednak oni nas szczególnie w tych chwilach kochają. Dusza moja nieraz krzyczała za Bogiem, jak małe dziecko, kiedy matka zasłoni swe oblicze, a ono jej poznać nie może, krzyczy, ile sił ma. O Jezu mój, za te doświadczenia miłosne niech Ci będzie cześć i chwała. Wielkie i niepojęte jest miłosierdzie Twoje. Wszystko, o Panie, coś zamierzał względem mej duszy, jest przesiąknięte miłosierdziem Twoim.

    Wspomnę tu, że współotoczenie nie powinno dodawać cierpień zewnętrznych, bo naprawdę dusza, kiedy ma kielich po brzegi, to czasem właśnie ta kropelka, którą my dorzucamy do jej kielicha, będzie akurat za wiele i przeleje się kielich goryczy. I kto za taką duszę odpowie? Strzeżmy się dorzucać cierpień innym, bo to nie podoba się Panu. Gdyby siostry czy przełożeni wiedzieli lub się domyślali, że dana dusza jest w takich doświadczeniach, a mimo to jeszcze ze swej strony dodawaliby jej cierpienia, grzeszyliby śmiertelnie i sam Bóg upomniałaby się o taką duszę. [?]

    Mały członek jest język, a wielkie rzeczy czyni. Zakonnica nie milcząca nie dojdzie nigdy do świętości, czyli nie zostanie święta. Niech się nie łudzi ? chyba, że mówi przez nią Duch Boży, wtenczas nie wolno milczeć. Ale na to, żeby usłyszeć głos Boży trzeba mieć ciszę duszy i być milczącą, nie milczeniem ponurym, ale ciszą w duszy, to jest skupieniem w Bogu. Można wiele mówić, a zawsze łamać milczenie. O, jak niepowetowane szkody przynosi niezachowanie milczenia. Wiele więcej krzywdy wyrządza bliźnim, ale najwięcej ? to we własnej duszy.

    [?] Bóg nie udziela się duszy gadatliwej, która jak truteń w ulu wiele brzęczy, ale za to nie wyrabia miodu. Dusza gaduła jest pusta we własnym wnętrzu. Nie ma w niej ani cnót gruntownych, ani poufałości z Bogiem. Nie ma mowy o życiu głębszym, o słodkim pokoju i ciszy wewnętrznej, jest duchem niespokojnym i mąci innym tę ciszę Wiedziałam wielu dusz w przepaściach piekła za niezachowanie milczenia. Same mi to powiedziały, kiedy je zapytałam, co było przyczyną ich zguby. Były to dusze zakonne. [?] O Jezu, miłosierdzia, drżę, kiedy pomyślę, że mam zdawać sprawę z języka, w języku jest życie, ale i śmierć, a nieraz językiem zabijamy, popełniamy prawdziwe zabójstwo ? i to mamy uważać jeszcze za małą rzecz? Naprawdę nie rozumiem takich sumień. Poznałam pewną osobę, która dowiedziawszy się od innej pewnej rzeczy, której o niej mówiono? rozchorowała się ciężko, a więc ubyło tam wiele krwi, i potem nastąpiło smutne następstwo, a więc nie miecz, ale język dokonał tego. O mój Jezu milczący, miej miłosierdzie nad nami.

    Zeszłam na temat milczenia, przecież nie chcę o tym mówić, ale o życiu duszy z Bogiem i o jej opowiedzeniu łasce. Kiedy dusza została oczyszczona i Pan poufale z nią przystaje, teraz zaczyna się siła duszy w dążeniu do Boga. Jednak ona sam nic nie może. Tutaj tylko Bóg urządza wszystko, dusza o tym wie i jest świadoma tego. Ona jeszcze żyje na wygnaniu i rozumie dobrze, że jeszcze [mogą] być chmurne, i dżdżyste, ale ona ma się już inaczej na to wszystko patrzeć niż dotychczas . Nie ubezpiecza się w fałszywym spokoju, ale pręży się do walki. Ona wie, że jest z pokolenia rycerskiego. Teraz lepiej zdaje sobie sprawę ze wszystkiego. Ona wie, że jest rodzajem królewskim; wszystko się jej tyczy, co wielkie i święte.

    Szereg łask, które Bóg zsyła na duszę po tych ognistych próbach. Cieszy się ścisłym zjednoczeniem z Bogiem. Wiele ma widzeń zmysłowych i umysłowych, wiele słyszy słów nadprzyrodzonych i nieraz wyraźnych rozkazów; jednak pomimo tych łask nie wystarcza sama sobie. Tym właśnie mniej, że ją Bóg nawiedza z tymi łaskami, bo jest w okazji różnych niebezpieczeństw i łato może popaść w złudzenie. ? Powinna prosić Boga o przewodnika duchowego, ale nie tylko się modlić o przewodnika, ale trzeba się starać i szukać takiego wodza, która zna się na rzeczy, jak wódz, który musi znać drogi, którymi ma prowadzić do walki. Duszę, która jest zjednoczona z Bogiem, trzeba ją przygotować do wielkich i zaciętych walk.

    Po tych oczyszczeniach i próbach Bóg obcuje w duszy w sposób szczególny, jednak dusza nie zawsze współpracuje z tymi łaskami. Nie żeby ona sama nie chciała pracować, ale natrafia na takie trudności zewnętrzne i wewnętrzne, że naprawdę cudu trzeba, aby się dusza utrzymała na tych wyżynach. Tu potrzebuje koniecznie kierownika. [?]?.

    Można by czytać bez końca, ale zwierzenia siostry Faustyny ciągną bardzo daleko. A tu trzeba pisać z tematem. Doroto, napisałaś, że jesteś osobą poszukująca Boga. Zachęcam Cię więc, abyś przeczytała ?Twierdzę wewnętrzną? świętej Teresy od Jezusa, karmelitanki. To, co tutaj, czyli w Dzienniczku jest dla Ciebie trudne do zrozumienia, znajdziesz dobrze wyjaśnione w ?Twierdzy wewnętrznej?. Dobrze też, abyś również przeczytała ?Drogę doskonałości?. A ?Księga życia? też na pewno powinna Ci pomóc. Dużo w tych dziełach napisała Teresa, ale naprawdę warto to przeczytać. Zachęcam Cię też, abyś przeczytała pisma świętego Jana od Krzyża, również karmelity oraz bardzo znanej świętej ? Teresy od Dzieciątka Jezus, szczególnie ?Dzieje duszy?. Popatrz, Doroto! Ta młoda święta tak wiele wycierpiała w życiu, a jednak ukochała cierpienie. Często na obrazach jest przedstawiana jako ta, która trzyma krzyżyk ozdobiony różami?
    http://www.karmel.pl/klasyka/index.php

    Awatar użytkownika
    Anienka
    Posty:45
    Rejestracja:26 paź 2011, 21:50

    Re: Brak uczuć w depresji

    Post autor: Anienka » 27 lis 2011, 16:26

    Chciałabym jeszcze powiedzieć o jednej rzeczy ? Komunii św. Doroto, staraj się, jak najczęściej przyjmować Ciało Jezusa. Jeśli to możliwe, to nie tylko posilaj się tym CHLEBEM MOCNYCH codziennie, ale nawet dwa razy n a dzień, czyli rano i wieczorem. To bardzo pomaga przezwyciężyć pokusy demona. Niech Twoje serce myśli nieustannie o Panu, rozważa przez cały dzień Słowo Boże i nim żyje. Kto ma Boga w sercu, temu demon szkody nie wyrządzi. Człowiek musi tylko pamiętać, że nosi Pana, czyli trwać w Jego obecności. Jednak z własnych przeżyć mogę Ci powiedzieć, że szatan będzie wiele nasyłał Ci pokus, aby oszpecić Twoją duszę. To tak jak w przypadku Adama i Ewy. Niegdyś byli odziani w piękność cudną, ale szatan był tak zawistny, i zniszczył ich godność. Trzeba więc nieustannie myśleć o Bogu i walczyć z pokusami. Nawet jeśli to wymaga tak wiele trudu. Staraj się też odmawiać Różaniec, rozważaj tajemnice zbawienia, naśladuj Jezusa i Maryję w ich oddaniu się Bogu. Jeśli tak będziesz postępować, otrzymasz moc w pokonani u trudności. Ważne jest też, abyś rozważała Mękę Chrystusa(zwłaszcza Drogę Krzyżową) i Boleści Matki Bożej. Jeśli będziesz myśleć o ich cierpieniach i jednocześnie mówić o swoich troskach, to jest połączysz z nimi, to na pewno nie załamiesz się. Bo jeśli Jezus i Maryja tak cierpieli, to nasze cierpienia są po prostu "pyłkami". Jeśli nie słyszałaś o Różańcu do Siedmiu Boleści Matki Bożej czy też Koronce do Krwawych Łez Matki Bolesnej, proszę abyś przypomniała sobie siedem scen z życia Maryi.
    1. Proroctwo Symeona o Męce Jezusa.
    2. Ucieczka do Egiptu, gdy król Herod wydał wyrok, aby zamordować wszystkie dzieci w wieku małego Jezusa, bo obawiał się, że
    utraci tron. I Święta Rodzina musiała przebywać na obczyźnie i znosić trudny i niedole.
    3. Zgubienie Jezusa.
    4. Spotkanie Jezusa przez Maryję niosącego Krzyż na miejsce stracenia.
    5. Konanie Jezusa na krzyżu.
    6. Zdjęcie z Krzyża Ciała Jezusa i złożenie na łono Bolejącej Matki.
    7. Złożenie Jezusa do grobu.
    Jak odmawiać ten Różaniec, albo też Koronkę do Krwawych Łez, znajdziesz na:
    http://www.apostolstwo.pl/?p=main&what=38
    http://bog-w-moim-balaganie.blog.onet.p ... 18061512,n

    Awatar użytkownika
    agnieszka80
    Posty:3
    Rejestracja:09 sty 2015, 10:44

    Re: Brak uczuć w depresji

    Post autor: agnieszka80 » 09 sty 2015, 16:52

    w depresji, w żalu , w kłopotach pomaga modlitwa, pójście do kościoła. Dobrym lekarstwem jest też rachunek sumienia i spowiedź.

    Awatar użytkownika
    rebeekaa
    Posty:9
    Rejestracja:06 maja 2016, 12:52
    Lokalizacja:Piotrków Trybunalski
    Kontakt:

    Re: Brak uczuć w depresji

    Post autor: rebeekaa » 07 maja 2016, 19:42

    Moim zdaniem jest to również oczyszczenie, jednak potrzeba czasu naprawdę długiego czasami, żeby poczuć się lepiej. Jednak modlitwa jest w stanie Ci pomóc, trzeba jedynie w to mocno uwierzyć.

    Awatar użytkownika
    BernardG
    Posty:2
    Rejestracja:26 sie 2016, 13:49
    Kontakt:

    Re: Brak uczuć w depresji

    Post autor: BernardG » 30 sie 2016, 10:14

    Zgadzam się z rebekaa. Modlitwa przede wszystkim. I współpraca z łaską.
    pozdrawiam
    Bernard

    księgarnia katolicka

    ODPOWIEDZ